czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 24

Jak najszybciej weszłam do pokoju. Wyciągnęłam tabletki i usiadłam na łóżku. Przez chwilę wpatrywałam się w opakowanie. Wzięłam kilka pigułek i położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zaczęło mi się robić słabo i nagle odpłynęłam...

Obudziło mnie pikanie jakiejś maszyny. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się dookoła. Czyste, białe i sterylne pomieszczenie. Szpital świetnie, tylko jak ja się tu znalazłam? Próbowałam usiąść, ale zakręciło mi się w głowie i z powrotem położyłam się. Byłam podłączona do kroplówki, a w sali poza mną leżały dwie kobiety w średnim wieku. Przetarłam oczy. Nagle drzwi się otworzyły i do sali wszedł lekarz z Josh'em.
- Jezu Jess! - krzyknął i podbiegł do mnie. - Coś ty zrobiła? Wiesz jak ja się martwiłem?  - złapał moją dłoń i delikatnie ją głaskał.
- Przepraszam - powiedziałam cicho.
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz patrząc na moją kartę.
- Słabo...
- Zrobiliśmy ci płukanie żołądka. Poza tym z badań krwi wyszło, że masz anemię, to jest tego przyczyną. Zostaniesz u nas na kilka dni. Będziemy podawać ci kroplówki i leki, które uzupełnią brakujące substancje w twoim organizmie. Odpoczywaj - uśmiechnął się mężczyzna i wyszedł z sali.
Westchnęłam cicho i patrzyłam przed siebie. Będzie mnie czekała długa i ciężka rozmowa. Nie mam na to siły.
- Wystraszyłaś mnie. Wróciłem do pokoju, a ty leżałaś nieprzytomna. Nie reagowałaś, nic. Cholernie się bałem. Zadzwoniłem na pogotowie. Byłem przy tobie cały czas - mówił cicho.
- Przepraszam - powiedziałam raz jeszcze.
- Nigdy więcej tego nie rób.
Kiwnęłam tylko twierdząco głową i odetchnęłam z ulgą, że nie wypytuje o wszystko. Chciałam teraz zamknąć oczy i iść spać. Nie chcę by Parker tu był, by siedział tu.
- Josh idź do hotelu. Ja chcę spać ty też powinieneś.
- Jessica nie.
- Proszę cię idź - powiedziałam pewniej siebie i brzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba.
- Jakby co dzwoń - uśmiechnął się blado i pocałował mnie w głowę.
- Pa -powiedziałam cicho.
- Pa - spojrzał na mnie i wyszedł ze sali.
Zamknęłam oczy. Nie mogła usnąć. Westchnęłam cicho pod nosem, ale nie otwierałam oczu. Kilka dni w szpitalu... I co ja tu będę robić? Nagle poczułam się dziwnie. Tak jakby ktoś mi się przyglądał. Otworzyłam oczy niepewnie i spojrzałam na wejście do sali.
Stał w nich chłopak, na oko miał z dziewiętnaście lat. Ubrany był w czarne rurki, czarną koszulkę w białe wzory, a na nadgarstkach miał kilka bransoletek. Jego blond włosy idealnie zgrywały się z jego jasną karnacją. Stał oparty o framugę i patrzył uważnie na mnie. Był jakby w transie, bo nawet nie zauważył, że mu się przyglądam. Po chwili się ruszył i szedł w moją stronę.
Jezu mam jakąś paranoję. Przecież ten chłopak to może być syn którejś z tych kobiet i nie patrzył na mnie tylko wzrokiem szukał kogoś innego.
Wszystko stało się jasne jak blondyn usiadł na krześle obok mnie.
- Hej - powiedział uśmiechając się lekko.
- Umm heeej - podniosłam się lekko i usiadłam.
- Jestem Robbie. Wiem, że się nie znamy, ale przechodziłem obok sali i jak cię zobaczyłem... Spodobałaś mi się i musiałem podejść.
- Och... Jestem Jessica.
- Miło mi ciebie poznać. Co ci się stało?
- Umm mam anemię i zemdlałam - po części skłamałam, bo nie wiem kim on jest i czego tak właściwie chce.
- Biedna. Na długo tu zostaniesz?
- Lekarz mówi, że kilka dni. A ty co tu  robiłeś?
- Wiesz... Byłem na pobieraniu krwi i przechodziłem tędy.
- Rozumiem - przetarłam leniwie oczy.
- Czemu jesteś tu sama?
- Jakiś czas temu kazałam koledze iść się przespać, bo siedział przy mnie całą noc.
- Idiota, ja bym ciebie nie zostawił, nawet jakbyś mnie wyrzuciła siłą...
- Nie obrażaj go, okay?
- Okay sorry. Jak się czujesz?
- Trochę słabo, a ty?
- Teraz dobrze - uśmiechnął się szeroko.
- A mogę wiedzieć czemu? - zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
- Bo spotkałem ciebie.
Zaśmiałam się i przewróciłam oczami.
- Marny podryw - tym razem oboje się zaśmialiśmy.
- To może ja poćwiczę w domu i jutro przyjdę i spróbuję ciebie poderwać?
- Możesz próbować.
- Dasz mi swój numer? - zapytał, wyciągając telefon z kieszeni.
- Nie mam telefonu - przegryzłam wnętrze policzka.
- No dobra - chłopak robił coś przez dłuższą chwilę na telefonie.
Patrzyłam na niego uważnie. Nie zwracał przez chwile na mnie uwagi, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk aparatu.
- Robisz mi zdjęcia?!
- Wybacz - zaśmiał się. - Musiałem jesteś śliczna.
- Usuń to proszę - powiedziałam spokojniej.
- Umówmy się tak, że jutro jak przyjdę to sama usuniesz.
- Myślisz, że jestem głupia? Wrócisz do domu i zrobisz kopię...
- Nie będę taki. Musisz mi zaufać.
Warknęłam pod nosem, ale zgodziłam się po czasie. Chłopak uśmiechnął się delikatnie do mnie. Pożegnał się ze mną i wyszedł. Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Nie mogę plątać się w kolejną relację z kolejnym chłopakiem. Teraz i tak jestem w skomplikowanym miłosnym trójkącie. Jutro jak tylko Robbie przyjdzie powiem mu, że nie możemy się spotykać. Teraz jestem niby w bezpiecznej sytuacji. Jestem w szpitalu i nie muszę podejmować trudnych decyzji, ale co będzie jak mnie już wypiszą? Będę miała wrócić do Louis'a, zostać tu, czy co? Każda chyba możliwość jest zła na swój sposób. Co mam zrobić? Gdybym miała jakieś pieniądze uciekłabym sama gdzieś daleko. Może do Hiszpanii... Idiotyczny pomysł. Nie mam aż tylu pieniędzy, a pewnie Lou miałby swoje sposoby by mnie znaleźć. Jeśli w ogóle mnie szuka...

Następnego dnia było tak samo. Przyszedł lekarz zabrał mnie na badania. Później mówił mi co jest nie tak i co powinnam poprawić w swoim sposobie życia. Pielęgniarka podłączyła mi kolejną kroplówkę. Kobieta była bardzo miła i powiedziała, że jeśli mój stan się nie pogorszy, to nawet jutro mnie wypiszą. Powinnam się z tego cieszyć, ale to wszystko komplikuje. Będę musiała zdecydować co dalej. Później przyszedł Josh. Nie był tak uśmiechnięty jak zawsze. Usiadł przy moim łóżku i wpatrywał się przed siebie. Przez dobre dwadzieścia minut nie odezwaliśmy się ani słowem. On patrzyła gdzieś w dal, a ja na niego.
- Wszystko okay? - zapytałam w końcu, nie mogąc znieść tej ciszy.
- Szukają nas Jess... Louis, Nathan i wszyscy ich znajomi. Trochę ich jest i nie tylko w Doncaster. Znajdą nas wcześniej czy później, zwłaszcza, że nie jesteśmy daleko.
- I co teraz? - usiadłam i patrzyłam na niego z lękiem w oczach.
- Musimy jechać dalej, albo wrócić. Decyzja należy do ciebie.
- Josh ja nie wiem - szepnęłam.
- Podobno jutro wychodzisz, więc masz czas do jutra. Ja już nas spakowałem na wszelki wypadek. Przyjadę jutro po ciebie koło piętnastej, okay?
- Mhm - spojrzałam na swoje dłonie, które zaczęły się trząść.
- Spokojnie skarbie. Masz czas - pochylił się i pocałował mnie w głowę. - Ja mam jeszcze masę spraw do załatwienia, więc spadam. Ty spokojnie się zastanów. Nie będę ci już dzisiaj przeszkadzał i zobaczymy się jutro.
- Możesz zostać jeszcze chwilę?
- Jasne, a chcesz?
- Mhm - posunęłam się i zrobiłam miejsce brunetowi.
Parker podniósł się i położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego i zaczęłam wszystko na spokojnie analizować. Nie chcę przez całe życie się ukrywać. Skoro Lou mnie szuka, to znajdzie. Tak jak Niall'a. Szuka go od jakiegoś czasu i jest coraz bliżej. To kwestia czasu, gdy zakończą poszukiwania powodzeniem. A skoro teraz szuka nas dwa razy więcej osób, to na pewno znajdą. Z drugiej strony nie chcę widzieć Zayn'a i nie chcę być mieszana w to całe gówno. Chcę trzymać się z dala od gangu o tych wszystkich spraw związanych z nim. Chociaż... Tęsknię za moim bratem. Tylko on mi został z rodziny. Za Harry'm i Liam'em też bardzo tęsknię. Im więcej o tym myślę, tym bardziej się gubię. Może zostaniemy tu i poczekamy, aż nas znajdą, albo jak skończą się pieniądze. Wiem, ze Louis będzie zły i będzie chciał mnie zabić jak mnie znajdzie, no ale... Sama już nie wiem.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam szept przy swoim uchu.
- Tak, tylko myślę.
- Wymyśliłaś już coś?
- Chyba nie.
- Chyba? - spojrzał na mnie unosząc brwi.
- Co ty na to by tu zostać i czekać, aż nas znajdą?
- Wiesz, że nas zabiją? - zaśmiał się.
- Wiem, a widzisz inne wyjście? Zajmie im to jeszcze chwilę, a my przez ten czas będziemy mogli jeszcze tu zostać i spędzić fajnie czas.
- Skoro jest taka twoja decyzja - wsunął dłoń w moje włosy i delikatnie masował moją głowę.
Nie wiedziałam po co to robi, ale było mi przyjemnie i przestałam się wszystkim zamartwiać. Leżeliśmy tak przez dłuższy czas. Byłam trochę zła, gdy przyszedł lekarz i powiedział, że zabiera mnie na badania krwi. Warknęłam, a Parker się zaśmiał.
- Uważaj na siebie będę jutro - pocałował mnie w głowę i wyszedł.
Pielęgniarka zawiozła mnie na wózku do gabinetu, jakbym sama nie umiała przejść kilkudziesięciu metrów. Niezbyt przyjemna, starsza kobieta pobierała mi krew. Odwróciłam wzrok od czerwonej cieczy, napływającej do probówki. Nie lubię widoku krwi. Nie to że zaraz bym zemdlała czy coś, ale jakoś mnie to obrzydza. Poza tym miałam wrażenie, że jak tylko spojrzę na to co robi pielęgniarka, to wybuchnie awantura, że ją dekoncentruję. Po kilku minutach już jechałam do swojej sali. Na krześle obok łóżka siedział Robbie. Uśmiechnął się na mój widok.
- Hej - powiedziałam kładąc się do łóżka.
- Siemka, już się bałem, że uciekłaś przede mną.
- Ucieknę jak usunę zdjęcie - zaśmiałam się.
- Jak się czujesz?
- Coraz lepiej. Jutro wychodzę.
- O cieszę się. Może odebrać ciebie?
- Dziękuję, ale przychodzi po mnie przyjaciel.
- Rozumiem... Proszę - podał mi telefon. - Usuń.
Spojrzałam na wyświetlacz. W sumie to zdjęcie nie było takie złe. Wzięłam głęboki wdech i oddałam telefon blondynowi.
- Zostaw je sobie jak chcesz na pamiątkę - uśmiechnęłam się lekko.
- Co masz na myśli? - przechylił głowę na bok.
- Wyjeżdżam - skłamałam.
- Dokąd?
- Nie wiem jeszcze. W Londynie byłam przejazdem.
- Och... Może przejdziemy się na spacer, skoro już się więcej nie spotkamy.
- Nie chcę wychodzić.
- Proszę - widziałam jak zaczyna się denerwować, co mnie zdziwiło.
- Robbie serio...
- Ok poczekaj chwilę.
Chłopak wstał i odszedł dalej. Zadzwonił do kogoś i rozmawiał bardzo cicho. Cały czas był zdenerwowany. Nie wiedziałam o co może chodzić. Wpatrywałam się w niego i zdołałam usłyszeć "Nie będzie łatwo, ale coś załatwię...". Sparaliżowało mnie. O co mu chodziło? O mnie? Rozłączył się i wrócił do mnie.
- Wybacz - uśmiechnął się i zaczął nerwowo rozglądać.
- Coś się stało? - spytałam niepewnie.
- Mam małe problemy finansowe - uśmiechnął się blado.
- Niestety nie mam kasy, więc ci nie pomogę.
- Spokojnie nawet o tym nie myślałem.
Siedzieliśmy w ciszy. Weszła pielęgniarka do sali. Podeszłam do jednej z pacjentek i zaczęła coś robić przy tacy z lekami. Robbie podszedł do niej i zaczął o czymś rozmawiać. Zauważyłam jak sięga dłonią do tacy i coś zabiera. Przechyliłam głowę na bok. Chyba mi się przewidziało, albo zabrał coś co sprzeda narkomanom... Jezu... Pielęgniarka wyszła, a chłopak znowu podszedł do mnie.
- Co ty zrobiłeś?
- A co miałem zrobić? - zmarszczył brwi.
- Widziałam jak kradniesz jakieś leki - usiadłam i patrzyłam na niego uważnie.
- Wydawało ci się - usiadł obok mnie i złapał moją rękę.
Patrzył na nią przez chwilę i uśmiechnął się lekko do mnie. Dotknął delikatnie mój policzek i go pogłaskał.
- Przepraszam - szepnął.
Nie zdążyłam mu nic powiedzieć, gdy wbił w moją rękę strzykawkę i wstrzyknął mi coś. Pisnęłam cicho.
- Co ty robisz?
- Przepraszam - powtórzył, a moje oczy zaszły mgłą.
Zamknęłam oczy i czułam jak moje ciało bezwładnie opada na łóżko. Potem nic. Pustka. Cisza. Ciemność. Czy ja umarłam?



Oto nowy rozdział i jak wam się podoba?
Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie ich więcej niż pod wcześniejszym :) 
Będzie ich 16??? 
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE
Nie wiem czy jest sens pisania dalej, bo was jest niestety coraz mniej... 
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS ♥
Do następnego xx

środa, 22 kwietnia 2015

Informacja

Kochani z racji, że jest was coraz mniej i nie wiem czy pisać dalej, chyba będę zmuszona zawiesić bloga ;c
Jeśli pod ostatnim rozdziałem będzie przynajmniej 10 komentarzy dodam kolejny...
Nie chcę tego robić, ale chyba muszę by wiedzieć, czy jest sens pisania dalej.
Do następnego mam nadzieję, że szybko ♥

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 23

Zayn's Pov

Obudziłem się jakoś strasznie wcześnie i ostrożnie się przeciągnąłem, pamiętając o tym, że śpię z Jess. Przekręciłem się na bok i trochę się zdziwiłem widząc puste miejsce obok mnie. Jess nigdy tak wcześnie nie wstawała. Może poszła do łazienki albo napić się i zaraz wróci. Położyłem się na plecach i patrzyłem na sufit. Czekałem, czekałem i czekałem, ale ona się nie pojawiała. Zacząłem się denerwować. Wstałem i powoli wyszedłem z pokoju. Może Jessi poszła do siebie. Podszedłem pod jej drzwi i zobaczyłem karteczkę. Chwyciłem ją i przeczytałem. Nie mogłem w to uwierzyć. Przeczytałem treść jeszcze kilka razy, aż zrozumiałem co się dzieje. Jess uciekła z mojego powodu. Zraniłem ją, bo o co innego mogło jej chodzić? Nie mówiła, że ma jakieś problemy, a z Lou dogadywała się coraz lepiej.
Z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę. Warknąłem czując ból i spojrzałem na swoją dłoń. Nie było tak źle.
- Chłopaki! - krzyknąłem.
- Co się drzesz? - ze swojego pokoju wychylił się Harry.
Ziewnął i poprawił swoje włosy. Podszedł do mnie, a po chwili dołączyła reszta.
- Możesz mi kurwa powiedzieć, czemu się drzesz i nas budzisz? - warknął Louis.
Bez słowa podałem mu kartkę. Przeczytał ją i momentalnie zbladł. Po chwili kawałek papieru został zabrany przez Liam'a, który razem z Harry'm przeczytali co na nim się znajduje.
- Uciekła - szepnął Lou i ruszył do swojego pokoju.
Poszedłem za nim. On od razu wziął swój laptop i próbował zlokalizować telefon swojej siostry. Patrzyłem na niego uważnie. W sumie zdziwiła mnie jego reakcja. Nie sądziłem, że aż tak się tym przejmie. Sądziłem, że powie coś w stylu "Jak zgłodnieje, albo skończy się jej kasa to wróci". Jednak się myliłem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ekran laptopa, a później wziął swoją komórkę i próbował się dodzwonić do Jess.
- Dlaczego ona to zrobiła? - powiedział, rzucając telefon na łóżko.
- Myślę, że to przeze mnie - odpowiedziałem i usiadłem obok jego. - Ona coś do mnie czuje, a wczoraj byłem na imprezie i wiesz... Jak to na imprezach. Ona musiała, zobaczyć malinki i w ogóle na moim ciele, gdy kładliśmy się spać - powiedziałem patrząc na swoje dłonie.
- Obiecałem ojcu, że się nią zajmę. Polubiłem ją. Cieszyłem się, że mam ją. Moją jedyną rodziną, a ty ją kurwa zraniłeś! I przez ciebie uciekła i nie wiadomo czy nic jej się nie stało! - krzyknął.
Nawet nie wiem kiedy rzucił się na mnie i zaczął okładać pięściami moją twarz. Nie broniłem się zbytnio, bo sam dobrze wiedziałem, że zasługuję na to. Nagle do pokoju wparowali chłopcy i nas rozdzielili.
- Tak nie znajdziemy Jess - warknął Liam.
- No właśnie. Zamiast się kurwa bić, byśmy mogli zacząć działać - dodał Harry.
Zeszliśmy do salonu i każdy z nas zaczął dzwonić do znajomych prosząc o pomoc w szukaniu Jess. Zadzwoniliśmy do wszystkich z gangu i do wszystkich znajomych nawet z poza miasta. Po wszystkim siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy przed siebie. Nie wiedziałem co mogę jeszcze zrobić. Nie wybaczę sobie jeśli jej nie znajdziemy, jeśli jej się cokolwiek stanie. Nagle do Lou zadzwonił telefon. Wszyscy spojrzeliśmy na niego i czekaliśmy na informacje. Tomlinson zesztywniał, powiedział tylko "Rozpierdolę skurwiela" i się rozłączył.
- Co z nią? - zapytałem razem z Li.
- W nocy Nick widział jak Nathan ją nieprzytomną zabiera do auta i odjechali. Jeśli jej coś zrobił to go zabije - Lou wstał i wyszedł na chwilę z salonu.
Zacisnąłem mocno pięści i starałem się nie wybuchnąć. Tomlinson wrócił i schował pistolet.
- Pojebało cię? - zareagował od razu Hazz.
- Nie. To moja siostra, a jeśli coś jej się stało to go zabije, powiedziałem już. Jedziecie?
Wszyscy poszliśmy do garażu i wsiedliśmy do samochodu Louis'a. On odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Patrzyłem za okno i błagałem w myślach, by była cała i zdrowa. Żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Gdy byliśmy pod jego domem, wysiedliśmy i podeszliśmy do drzwi. Lou gwałtownie walnął pięścią w drzwi. Po chwili otworzył je Nathan.
- Gdzie jest skurwielu Jessi?! - warknąłem i wepchnąłem go do środka.
Chłopacy weszli za nami, a Lou mnie odepchnął.
- Gdzie jest moja siostra?! - krzyknął i przyłożył mu spluwę do skroni.
Parker tylko się zaśmiał i pokręcił głową.
- Chyba ci na niej nie zależało.
- Nie twoja sprawa. Gdzie kurwa ona jest?!
Nathan odsunął się i wszedł do jakiegoś pokoju. Poszliśmy za nim.
- Są tu... Kurwa - warknął Parker.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zwykły pokój. Nikogo w środku nie było. Jedyne co było niepokojące to otwarte okno. Parker podszedł do szafy i otworzył ją.
- Cholera jasna. Jessica i Josh uciekli.
- Kurwa - warknął Li.
Nie wytrzymałem i wyszedłem z jego domu jak najszybciej. Usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłoniach. Co ja kurwa teraz mam zrobić? Przeze mnie Jess uciekła z tym idiotą nie wiadomo gdzie. Jak on jej coś zrobi, to tego nie przeżyję.
Usłyszałem, że ktoś podchodzi i siada obok mnie. Podniosłem wzrok niepewnie na tą osobę. To był mój brat. Uśmiechnął się lekko.
- Spokojnie znajdziemy ją. Nathan dzwoni po znajomych i będą też ich szukać. Tak będzie szybciej. Nie ufamy mu i nie będziemy nigdy przyjaciółmi, ale teraz musimy połączyć nasze paczki - powiedział tak jakbym był idiotą i o tym nie wiedział.
Przytaknąłem kiwnięciem głowy i patrzyłem przed siebie. Muszę ją znaleźć. Ja, nie oni. Muszę ją odnaleźć i porozmawiać. Wytłumaczyć jej to wszystko, choć pewnie mi tego nie wybaczy.

Jessica's Pov

Obudziłam  się jakoś po południu. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Gdzie ja... Och no tak. Opadłam na poduszkę i zamknęłam oczy. Nie widziałam co chcę teraz zrobić. Usłyszałam dobiegający hałas z korytarza. Przekręciłam się na bok i otworzyłam oczy. To obsługa hotelowa, przywiozła śniadanie. Josh je odebrał i widziałam jak wręcza napiwek.
- Jess obudź się! - krzyknął idąc do pokoju z jedzeniem.
Leniwie podniosłam się i oparłam o ścianę.
- Hej - powiedziałam cicho.
- Dzień dobry śpiochu - uśmiechnął się i postawił tacę na stole. - Chodź zjemy.
Zwlekłam się z łóżka i usiadłam na krześle. Od razu chwyciłam filiżankę z kawą. Napiłam się gorącego mocnego napoju.
- Co chcesz dzisiaj robić? - zapytałam.
- Nie wiem. Na co ty masz ochotę?
- Hmmm możemy się gdzieś przejść czy coś...
- Zwiedzanie miasta?
- Nie raczej nie mam na to ochoty. Po prostu pochodźmy po okolicy.
- No dobra.
W ciszy zaczęliśmy jeść. Było pyszne, a najlepsze były bułeczki z ciasta francuskiego z czekoladą.
Po śniadaniu poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w zwykłą szarą koszulkę z nadrukiem, czarne rurki i tego samego koloru trampki. Spięłam włosy w koka i wyszłam z łazienki.
- Idziemy już? - zapytał chłopak zakładając skórzaną kurtkę.
- Możemy iść - wzięłam okulary przeciwsłoneczne.
- Okay, ale załóż coś na siebie. Świeci słońce, ale nie jest za ciepło.
Przewróciłam oczami i założyłam ramoneskę. Wyszliśmy z pokoju, a później z hotelu. Josh objął mnie ramieniem i szliśmy przed siebie. Poszliśmy do parku, który był niedaleko. Usiedliśmy na jednej z ławek. Rozglądałam się dookoła podziwiając to miejsce. Bardzo lubię Londyn, niestety nie jestem tutaj za często. Zakochane pary spacerowały, albo przytulały się. Grupy znajomych wygłupiali się, a dzieci wesoło bawiły się na placu zabaw. Podobały mi się kompozycje kwiatowe na trawnikach. Nawet nie zauważyłam jak zostałam sama. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam Josh'a. Westchnęłam, ale z drugiej strony cieszyłam się, że zostałam sama ze sobą. Usiadłam po turecku na ławce i przymknęłam oczy. Wyłączyłam się i wsłuchiwałam w szum drzew i śpiew ptaków. Chciałam tylko odpocząć, nie myśleć o niczym.
Po jakimś czasie ktoś mnie mocno szturchnął i otworzyłam oczy przestraszona. Warknęłam wściekła widząc Josh'a.
- Gdzie byłeś?
- Wyszliśmy szybko i nie dokończyłaś kawy, więc pomyślałem... Proszę - powiedział uśmiechnięty, wręczając mi kubek z mrożoną kawą.
- Dziękuję jesteś kochany - uśmiechnęłam się.
- Wiem - zaśmiał się i usiadł obok mnie.
Przewróciłam oczami i mówiąc pod nosem "Skromny". Znowu usłyszałam jego śmiech.
Po parunastu minutach wstaliśmy i poszliśmy dalej.
Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. To było fajne. W tej chwili nie myślałam o tej całej poplątanej sytuacji. Poszliśmy do baru i zamówiliśmy duże frytki i hamburgery.
Spędziliśmy fajnie czas, ale wiedziałam, że to się niedługo skończy. Będę musiała wrócić do domu, choć bardzo się tego boję. Josh jest miły i fajny, ale to tylko przyjaciel. Nic więcej między nami nie będzie. Te moje rozmyślenia znowu wszystko zepsuły. Straciłam apetyt, humor i chęci do dalszego przebywania wśród ludzi.
- Mała wszystko okay? - zapytał Parker patrząc uważnie na mnie.
- Taaa... Chciałabym już wrócić do hotelu, chyba mnie bierze jakieś przeziębienie - skłamałam dopijając wodę.
- Jasne. Nie wyglądasz najlepiej, musisz się położyć.
- Pójdziemy jeszcze do apteki okay?
- Oczywiście chodź.
Wyszliśmy z lokalu i poszliśmy do apteki, która była niedaleko. Na szczęście mój towarzysz został na zewnątrz by zapalić. Weszłam do apteki i kupiłam leki nasenne i dla przykrywki witaminy. Zapłaciłam i wróciłam do chłopaka. Uśmiechnęłam się blado i poszliśmy dalej. Patrzyłam na chodnik i nie odzywałam się ani słowem. Po kilkunastu minutach doszliśmy pod hotel.
- Kochanie idź do pokoju i się połóż, ja pójdę do sklepu i kupię kilka rzeczy, dobra?
- Tak, tak - wzięłam od niego klucz i weszłam do środka.
Jak najszybciej weszłam do pokoju. Wyciągnęłam tabletki i usiadłam na łóżku. Przez chwilę wpatrywałam się w opakowanie. Wzięłam kilka pigułek i położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zaczęło mi się robić słabo i nagle odpłynęłam...


 
 Wybaczcie miśki, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale nagle nauczycielom przypomniało się, że idą święta i to doskonały moment na 876543576543 sprawdzianów.
Potem święta i też masa rzeczy to zrobienia.
Poza tym wiecie, odejście Zayn'a... Jako, że jestem Zayns girl strasznie to zabolało i też pozbawiło mnie weny.
Teraz zastanawiam się poważnie nad zawieszeniem bloga na czas bliżej nie określony, ponieważ bardzo zaniedbałam naukę i muszę wziąć się za to.
Przepraszam was za to.
Napiszcie mi co o tym myślicie.
Dziękuję wam za wszystko i bardzo was kocham ♥
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS ♥
Do następnego xx