piątek, 12 czerwca 2015

Przepraszam :(

Wybaczcie moją tak długą nieobecność, ale teraz właśnie trwa walka o moje oceny na koniec roku oraz czy w ogóle zdam z matmy. Dlatego poświęciłam się nauce, przez co byłam zmuszona zawiesić bloga. Teraz raczej będę miała trochę więcej czasu i biorę się za next. :)

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 26

Chłopak odwrócił się, a ja stałam zamurowana. Nie mogłam w to uwierzyć, że go widzę. W końcu się ruszyłam i udałam się biegiem z powrotem do domu. W między czasie jeszcze na szybko napisałam sms'a Josh'owi, że dzisiaj nie przyjdę, bo coś mi wypadło. Nigdy wcześniej tak szybko nie biegłam. Droga zajęła mi teraz z trzy razy mniej czasu niż wcześniej.
Wbiegłam zdyszana do domu i wpadłam do salonu. Na szczęście był tam Louis. Stanęłam przed nim, on zdecydowanie był zaskoczony moim tak nagłym wtargnięciem.
- Jess miałaś być wieczorem.
- Lou widziałam go... - wydyszałam z trudem.
- Kogo? - uniósł brwi zdziwiony.
- Niall'a. To był on... - sama nie wiem dlaczego zaczęłam płakać.
- Gdzie? - zerwał się na równe nogi.
- Wychodził z domu Josh'a.
- Posłuchaj mnie. Uspokój się i jesteś pewna, że to był on?
- Tak. Patrzył na mnie. Był tam na pewno.
- Dobrze - przytulił mnie mocno. - Wyślę tam chłopaków i będą obserwować dom Parker'a. Będzie dobrze. Liam zajmij się Jess.
Louis poszedł do innego pokoju, a Li usiadł ze mną na kanapie. Powoli się uspokajałam. Chłopak objął mnie i mocno przytulił. Nie wiedziałam co będzie dalej. A jak to nie był Niall? Tylko narobiłabym sobie i Lou nadziei. Po paru minutach wrócił mój brat i usiadł na stoliku na przeciwko nas.
- Chłopaki jadą już pod dom Josh'a i będą obserwować okolice. Jeśli Niall się pojawi na pewno go zauważą. Będzie dobrze siostra - uśmiechnął się.
- Okay. Pójdę do siebie, okay?
- Jasne idź - powiedział Payne.
Wstałam i poszłam na górę. Zobaczyłam, że drzwi od pokoju Zayn'a są uchylone. Podeszłam bliżej i usłyszałam lecącą w tle piosenkę Maroon 5 One More Night. Chciałam zajrzeć do środka, ale bałam się, że mnie zobaczy. Odsunęłam się i wycofałam do swojego pokoju. Wzięłam laptopa i usiadłam z nim na łóżku. Włączyłam Facebook'a i zaczęłam go przeglądać. W sumie nic ciekawego nie było, ale jakoś zleciało trochę czasu. Przez jakiś czas pisałam ze znajomymi ze starej szkoły. Zobaczyłam, że Malik jest dostępny. Nacisnęłam na jego nazwisko i wpatrywałam się w okienko. Szybko zamknęłam laptop i opadłam na łóżko. Muszę przestać o nim myśleć i starać się nawiązać z nim kontakt. Przymknęłam oczy, gdy nagle do pokoju wpadł Hazz.
- Jess! Jess chodź! - złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć ją.
- Boże Harry gdzie?
- Do salonu! Szybko!
Warknęłam i podniosłam się z łóżka. Harry pociągnął mnie do salonu, gdzie był tylko Lou.
- Jessica - o pełne imię czyżby coś się stało? -Zachowuj się.
- Ummm okay? - zmrużyłam oczy.
- Styles zostaw nas.
Chłopak bez żadnych sprzeciwów poszedł na górę, zostawiając mnie samą z bratem. Zaczęłam się trochę denerwować.
- Niall zaraz tu będzie.
- Co?
- Chłopaki go znaleźli i zaraz go tu przywiozą.
- Nic mu nie zrobili?
- Nie. Wcisnęli mu jakiś kit i jest cały - uśmiechnął się.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły i do środka weszło dwóch chłopaków, których już wcześniej widziałam i za nimi Niall. Mimowolnie uśmiechnęłam się na jego widok.
Trochę zmienił się, od tego czasu, z którego pochodziło jego zdjęcie. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn z pięknym szerokim uśmiechem. Ubrany był w zwykłą czarną koszulkę, jeansy, a w ręku miał czarno-białą bluzę. 
- Powiecie mi o co cho... O widziałem ciebie dzisiaj - powiedział pokazując na mnie.
- Niall... - zaczął Lou.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - zdziwił się.
- Niall Tomlinson urodzony trzynastego września - Louis uważnie na niego patrzył.
- No okay tyle, że mam na nazwisko Horan.
Ja cały czas stałam i wpatrywałam się w blondyna, nie odzywając się ani słowem.
- Usiądźmy mamy trochę do pogadania - rzucił Lou i usiadł ciągnąc mnie za sobą.
Niall usiadł na fotelu i patrzył na nas ze zdziwieniem.
- A wy to kto? - zmarszczył brwi.
- Jessica i Louis Tomlinson. Twoje rodzeństwo - powiedział poważnie brunet.
- To jakieś jaja? Nie mam rodziców, rodzeństwa, ani rodziny.
- Zostałeś porwany, gdy miałeś rok. Nasz ojciec ciebie szukał przez dłuższy czas. Wasza mama nie umiała się z tym pogodzić i dopiero po trzech latach urodziła się Jess.
- Trochę mi trudno w to uwierzyć - powiedział blondyn, a Lou podał mu pudełko ze zdjęciami i dokumentami. - Powiedzmy, że wam wierzę. Gdzie w takim razie są moi rodzice?
- Nie żyją - szepnęłam.
- O ty jednak umiesz mówić! - zaśmiał się Horan, co trochę rozluźniło sytuację. - Więc nie żyją?
- Zginęli w wypadku samochodowym. Przed śmiercią ojciec powiedział mi o tobie i zacząłem robić wszystko by ciebie znaleźć.
Niall zamilkł i przez chwilę uważnie przyglądał się rzeczom z pudełka. Przetarł dłońmi twarz i westchnął, kręcąc przecząco głową.
- To niewiarygodne. Całe życie, żyłem ze świadomością, że jestem sam. Tylko Nathan się mną zajął. Miałem tylko jego i Josh'a. A teraz? Nie wiem co myśleć.
- Co łączy ciebie z nimi dokładnie? - Louis wyraźnie się spiął.
- Pomagam im w różnych sprawach. Znacie się?
- Niestety. Walczymy ze sobą.
- To mamy problem - westchnął. - Skoro tak jest, to Nathan nie pozwoli mi mieć z wami kontaktu. On i jego ludzie są zdolni do wszystkiego...
- Wiem, ale spokojnie my nie jesteśmy gorsi - zaśmiał się Lou.
- Wybaczcie, ale muszę sobie to wszystko poukładać w głowie - blondyn wstał z fotela.
- Rozumiem, proszę to numery telefonów mój i Jess, gdybyś chciał się spotkać czy coś - podał mu karteczkę Louis.
Chłopcy pożegnali się uściskiem dłoni. Horan podszedł do mnie i kucnął przede mną. Uśmiechnął się i przytulił mnie. Wtuliłam się w niego. Głaskał mnie delikatnie po plecach.
- Uważaj na siebie. Niedługo pewnie się spotkamy siostrzyczko - szepnął i się odsunął. - Trzymajcie się. Pa.
- Pa Niall - powiedziałam, patrząc jak podchodzi do drzwi i wychodzi.
Uśmiechałam się sama do siebie. Słowo "siostrzyczka" cały czas powtarzało się w mojej głowie. Niall jest zupełnym przeciwieństwem Louis'a. Cieszyłam się z tego spotkania i byłam podekscytowana tym. Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Trochę to pokręcony dzień. Przetarłam leniwie oczy i patrzyłam w sufit. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Spałam spokojnie przez dłuższy czas. Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam obok siebie Zayn'a. Mrugnęłam kilka razy, nie wierząc w to co widzę. Malik jakby nigdy nic leżał na moim łóżku. O co chodzi? Chłopak spojrzał na mnie i przyłożył palec do moich ust. Przybliżył usta do mojego ucha i szepnął zmysłowo.
- Cichutko kochanie, śpij...
Sama nie wiem czemu, ale zamknęłam oczy znowu i zasnęłam. Wtuliłam się w jego umięśnione ciało. Nie wiem czy to mi się śniło, czy nie. Wiem, że teraz czułam się szczęśliwa. Bezpieczna w jego ramionach.
Obudziłam się wieczorem. Od razu spojrzałam na miejsce przy łóżku obok mnie. Nie było go. Czyli raczej mi się to przyśniło. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Podeszłam do umywalki i przemyłam twarz zimną wodą, żeby się rozbudzić. Otarłam buzię i zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Co to ma być?! Odgarnęłam włosy do tyłu i przyglądałam się uważnie czerwonemu znamieniu na mojej szyi. Zayn musiał być. To on musiał zrobić mi malinkę, bo przecież kto inny? Dotknęłam czerwonego miejsca na mojej skórze i uśmiechnęłam się mimowolnie na myśl, że dotykały jej usta Zayn'a. Zakryłam włosami malinkę i wyszłam z pokoju. Poszłam do salonu, gdzie siedział Malik. Uśmiechnął się do mnie.
- Co ty robisz Zayn? - głos mi zadrżał, gdy stanęłam przed nim.
- Oglądam film. Jest świetny, przyłączysz się? - uniósł brew do góry.
- Chodzi mi o to, co robiłeś w moim łóżku? Dzisiaj i przed tym jak mnie przywiózł Robbie? Czemu zrobiłeś mi malinkę?
- Oj skarbie, skarbie... - pociągnął mnie na swoje kolana i pocałował zachłannie...




Oto nowy rozdział! :) 
Wiele z was zgadło, że to będzie Niall. I jak wam się podoba? 
Co myślicie o Zayn'ie i tym co robi? 
Czekam na komentarze i wasze opinie ♥
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE 
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS BARDZO BARDZO MOCNO ♥

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 25

Przerażała mnie myśl, że byłam wszystkiego świadoma. Nie mogłam się ruszyć, otworzyć oczu, usłyszeć, ale wiedziałam, że żyję. Nie wiedziałam gdzie jestem i co dokładnie się dzieje ze mną. Kim właściwie jest Robbie? Jeśli naprawdę ma te problemy z pieniędzmi, to może chce mnie sprzedać? Handel ludźmi? Prostytucja? Na narządy? Boże to przerażające. Bałam się coraz bardziej. Nie wiedziałam nawet ile czasu już minęło. Chyba wolałabym dostać czymś w głowę, zostać związana i wiedzieć co się ze mną dzieje, niż to co się dzieje ze mną teraz.

Nie wiem jak długo byłam w tym stanie. Po jakimś czasie w końcu moje oczy się otworzyły. Mrugnęłam kilka razy, by przyzwyczaić się do ciemności. Leżałam w łóżku. Znajomym łóżku. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Mój pokój. Wstałam z łóżka i po cichu podeszłam do drzwi. Usłyszałam głosy za nich, więc lekko je uchyliłam i zaczęłam podsłuchiwać. Chwilę mi zajęło zanim rozpoznałam kto to jest. Najbardziej było słychać Lou, a drugi to chyba Robbie, który mówił trochę ciszej. 
- Dzięki, że ją przywiozłeś, ale kurwa ten pierdolony zastrzyk był niepotrzebny! Nie wiedziałeś co to za gówno i nie wiesz czy teraz nie będzie jakichś komplikacji! - warknął mój brat.
- Wiem sorry, ale, gdy powiedziała, że jutro wyjeżdża, to spanikowałem i musiałem coś szybko zrobić. 
- Jeśli tylko coś będzie z nią nie tak zabiję cię, rozumiesz - wysyczał.
Wróciłam szybko do łóżka. W sumie nic mi nie jest, ale mogłabym poudawać, że coś jest nie tak. W sumie Robbie'mu należy się jakaś kara za ten podstęp. Skuliłam się na łóżku, gdy drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł Louis. Podszedł bliżej i od razu usiadł na łóżku, gdy zobaczył, że nie śpię.
- Jess jak się czujesz? - powiedział spokojnie, chwytając moją dłoń.
Kiwnęłam twierdząco głową i od razu przyszedł mi do głowy pomysł. Nie będę się odzywać. Chyba mogło mi się coś stać i stracić głos? Nieważne Lou nie wygląda na lekarza, więc pewnie się nie zorientuje. 
- Na pewno nic ci nie jest? Przez Zayn'a uciekłaś? Może ja też zrobiłem coś nie tak?
Chciałam pokręcić głową i dalej udawać, ale jego oczy... Były przepełnione bólem, smutkiem. Nie umiałam się nie odezwać. 
- Ty nic nie zrobiłeś - szepnęłam. - Co z Josh'em? 
- Spokojnie jest już u siebie.
- Jak się tu właściwie znalazłam?
- Robbie, którego już poznałaś, mieszka w Londynie. Jego brat pracuje w szpitalu i mówił mu, że przywieźli ciebie. Robbie to znajomy Nathan'a, dzwonił do niego i mówił, że szukamy was. Było ciebie ciężko przekonać do wyjścia z szpitala, więc dał ci ten zastrzyk. Co kurwa było idiotyzmem z jego strony, bo przecież mógł coś zrobić mojej małej siostrzyce - pogłaskał mnie po policzku i się uśmiechnął. - Najchętniej powiedziałbym teraz chłopakom, że nic ci nie jest, ale ty chyba jesteś zmęczona. 
- Jest okay...
- Zakatowali by cię pytaniami i w ogóle, a poza tym chyba nie chcesz rozmawiać teraz z Malik'iem.
Na samo jego nazwisko zrobiło mi się gorąco. Wstrzymałam oddech na chwilę i spuściłam wzrok. Serce chciało go zobaczyć, dotknąć, poczuć, ale rozum mówił zupełnie innego. Nie jestem chyba jeszcze gotowa na rozmowę z nim. Poza tym boję się. Boję się, że będzie tak jak zawsze. On mnie przytuli, pocałuje, a ja mu ulegnę i wybaczę. Jestem tak słaba. Miłość kiedyś mnie zgubi. 
- Masz rację - powiedziałam cicho.
- Potrzebujesz czegoś?
- Przyniósłbyś mi coś do picia? 
- Jasne - uśmiechnął się i wyszedł.
Brakowało mi mojego łóżka. Zapaliłam lampkę nocną i obok niej znalazłam swój telefon. Włączyłam urządzenie i po chwili już działał. Pełno nieodebranych połączeń od chłopaków. Odłożyłam telefon na poprzednie miejsce. Rozejrzałam się po pokoju i lekko się uśmiechnęłam. Po chwili wrócił Lou z małą butelką wody. Postawił ją na szafce i nachylił się nade mną.
- Idź spać. Dobranoc Jess - pocałował mnie w czoło i wyszedł. 
Położyłam się wygodnie i wtuliłam się w kołdrę i poduszkę. Zamknęłam oczy, ale od razu je otworzyłam. Przyłożyłam twarz do poduszki. Pachniała nim. Zayn'em. Musiał tu być i to jakoś przed moim przyjazdem. Teraz nie ma mowy, że zasnę. Odkryłam się i zwlekłam z łóżka. Podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je. Wyszłam na balkon i od razu owiało mnie chłodne powietrze. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do okien Mulata. Światła się paliły. Zajrzałam i od razu go zobaczyłam. Siedział na łóżku, tyłem do mnie i robił coś na laptopie. Zaczęłam kręcić się by zobaczyć dokładnie co robi. W końcu przez chwilę miałam idealny widok na ekran. Przeglądał Facebook'a. Mojego Facebook'a. Po co to robi? Chciałam wejść i zrobić mu awanturę, ale zrezygnowałam. Odeszłam od jego części balkonu i wróciłam do pokoju. Zamknęłam dokładnie drzwi i rzuciłam się na łóżko. Przekręciłam poduszkę na drugą stronę, by nie czuć zapachu jego perfum. Wtuliłam się w kołdrę i zamknęłam oczy, z nadzieją, na sen. Dzisiaj jeszcze było okay, ale jutro... Spojrzę w oczy Zayn'owi. Będę musiała żyć z nim pod jednym dachem. To mnie trochę przeraża. W pokoju na pewno nie pozwolą mi zostać cały dzień... Najwyżej wyjdę, pójdę do Josh'a  i wrócę wieczorem. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudziły mnie promienie słoneczne, wpadające do mojego pokoju. Usiadłam powoli i się przeciągnęłam. Przetarłam oczy i od razu poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę pod prysznicem i rozebrałam się. Weszłam do kabiny. Gorące krople wody spadały na moje ciało, które od razu się zrelaksowało. Umyłam się i zakręciłam wodę. Owinęłam swoje ciało ręcznikiem i wyszłam spod prysznica. Podeszłam do umywalki. Spojrzałam w lustro.
- Wyglądam okropnie - powiedziałam do siebie i zaczęłam myć zęby.
Po wszystkim wróciłam do pokoju i stanęłam przed szafą. O dziwo nie miałam dylematu w co się ubrać. Założyłam bieliznę, czarne legginsy i luźną koszulkę. Włosy związałam w kitkę i zeszłam na dół. W kuchni zastałam Liam'a, który na mój widok najpierw zaniemówił, a później cholernie mocno przytulił do siebie.
- Li udusisz mnie - zaśmiałam się.
- Tak się o ciebie bałem maleńka - wyszeptał w moje włosy. 
- Już dobrze nic mi nie jest.
- Masz szczęście - odsunął się ode mnie. - Zjesz coś?
- Bardzo chętnie - usiadłam na krześle barowym. 
Patrzyłam jak Liam z gracją porusza się po kuchni. Wyciągnął kilka składników i już dobrze wiedziałam co zrobi. Tosty! Chłopak uśmiechnął się do mnie przez ramię i zajął się układaniem sera na chlebie. Nagle do kuchni wszedł zaspany Harry. Od razu jak mnie zobaczył rzucił się na mnie, mocno przytulając.
- Tęskniłem i martwiłem się idiotko! - zaśmiał się.
- Ja też tęskniłam debilu.
Przytulał mnie, głaskał po włosach, unosił do góry i kręcił dookoła. 
Zaśmiałam się i spojrzałam na schody, na których stał Zayn. Stał i patrzył na mnie. Chciałam zerwać nasz kontakt wzrokowy, ale nie umiałam. W jego oczach widziałam radość, ale i też chyba smutek. Chciałam też go przytulić, ale coś w środku mi zabraniało. Przypatrzyłam mu się bliżej i zauważyłam, że ma rozwaloną wargę i brew. Bił się z kimś, tylko z kim? Oderwałam wzrok od Mulata, kiedy obok niego pojawił się Louis ze swoją dziewczyną. Dopiero teraz zorientowałam się, że Hazz mnie już nie przytula. 
- Cała rodzina w komplecie - zaśmiał się mój brat wchodząc do kuchni. 
Wzrokiem znowu wróciłam na schody, gdzie nie było już śladu po Malik'u. Westchnęłam cicho i usiadłam przy stole, gdzie siedziała reszta. Myślałam o nim. O ty co z nim się stało. Nagle straciłam apetyt i poczucie humoru. 
- Li co stało się Zayn'owi? - zapytałam cicho, gdy usiadł obok mnie.
- Ech... Lou trochę... Bardzo się wkurzył, że to przez niego uciekłaś i pobili się - odpowiedział równie cicho. 
Spojrzałam na swojego brata. Na jego twarzy nie widziałam, żadnych śladów po bójce. Nie uwierzę w to, że jego blizny zniknęły tak szybko. Może Zayn w ogóle się nie bronił? Trochę to dziwne. Spuściłam wzrok na swój talerz. Wzięłam jednego tosta i zaczęłam powoli go jeść. Przysłuchiwałam się rozmowom innych, ale w żadnej nie brałam udziału. Dokończyłam jeść i od razu poszłam do swojego pokoju. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Josh'a. Odebrał już po drugim sygnale.
- Jess jak tam? - powiedział od razu.
- Dobrze. A co u ciebie? 
- Spoko. Siedzę w domu.
- Może przyjdę do ciebie co?
- Jasne, czekam.
- Pa - rozłączyłam się.
Zabrałam telefon, założyłam vansy i zbiegłam na dół. Poszłam do salonu, gdzie siedział Lou, Gabe i Harry.
- Idę do Josh'a wrócę wieczorem. 
- Mam nadzieję, że wrócisz - powiedział poważnie mój brat.
- Wrócę. Pa.
Wyszłam z domu i szłam powoli w stronę domu Parker'a. Nie specjalnie mi się spieszyło. Skręciłam w jedną uliczkę, a później drugą. Zamiast iść jak najszybszą drogą, wybierałam jak najdłuższą. Musiałam się przejść. Przewietrzyć. Pobyć sama ze sobą. Droga zajęła mi dużo więcej niż zwykle. Dochodząc do domu Josh'a zatrzymałam się. Z jego posesji wychodził ktoś znajomy. Nie znałam go osobiście, ale wydawało mi się, że znam go. Odwrócił się i spojrzał na mnie. Zamarłam. To nie może być on. To nie prawda...

Rozdział ze specjalną dedykacją dla mojego chłopaka, który cholernie mnie motywuje ♥
Jejku dziękuję za tyle cudownych komentarzy!!!
Jesteście wspaniali, a ja czytam je z wielkim uśmiechem na twarzy.
Cieszę się, że nie tylko dziewczyny to czytają, ale i chłopaki też.
Wasze komentarze, strasznie mnie motywują i nawet jak nie mam czasu staram się napisać chociaż trochę, by dodać dla was nowy rozdział jak najszybciej ♥ 
Będzie 17 komentarzy? 
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE 
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS BARDZO BARDZO MOCNO ♥

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 24

Jak najszybciej weszłam do pokoju. Wyciągnęłam tabletki i usiadłam na łóżku. Przez chwilę wpatrywałam się w opakowanie. Wzięłam kilka pigułek i położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zaczęło mi się robić słabo i nagle odpłynęłam...

Obudziło mnie pikanie jakiejś maszyny. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się dookoła. Czyste, białe i sterylne pomieszczenie. Szpital świetnie, tylko jak ja się tu znalazłam? Próbowałam usiąść, ale zakręciło mi się w głowie i z powrotem położyłam się. Byłam podłączona do kroplówki, a w sali poza mną leżały dwie kobiety w średnim wieku. Przetarłam oczy. Nagle drzwi się otworzyły i do sali wszedł lekarz z Josh'em.
- Jezu Jess! - krzyknął i podbiegł do mnie. - Coś ty zrobiła? Wiesz jak ja się martwiłem?  - złapał moją dłoń i delikatnie ją głaskał.
- Przepraszam - powiedziałam cicho.
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz patrząc na moją kartę.
- Słabo...
- Zrobiliśmy ci płukanie żołądka. Poza tym z badań krwi wyszło, że masz anemię, to jest tego przyczyną. Zostaniesz u nas na kilka dni. Będziemy podawać ci kroplówki i leki, które uzupełnią brakujące substancje w twoim organizmie. Odpoczywaj - uśmiechnął się mężczyzna i wyszedł z sali.
Westchnęłam cicho i patrzyłam przed siebie. Będzie mnie czekała długa i ciężka rozmowa. Nie mam na to siły.
- Wystraszyłaś mnie. Wróciłem do pokoju, a ty leżałaś nieprzytomna. Nie reagowałaś, nic. Cholernie się bałem. Zadzwoniłem na pogotowie. Byłem przy tobie cały czas - mówił cicho.
- Przepraszam - powiedziałam raz jeszcze.
- Nigdy więcej tego nie rób.
Kiwnęłam tylko twierdząco głową i odetchnęłam z ulgą, że nie wypytuje o wszystko. Chciałam teraz zamknąć oczy i iść spać. Nie chcę by Parker tu był, by siedział tu.
- Josh idź do hotelu. Ja chcę spać ty też powinieneś.
- Jessica nie.
- Proszę cię idź - powiedziałam pewniej siebie i brzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba.
- Jakby co dzwoń - uśmiechnął się blado i pocałował mnie w głowę.
- Pa -powiedziałam cicho.
- Pa - spojrzał na mnie i wyszedł ze sali.
Zamknęłam oczy. Nie mogła usnąć. Westchnęłam cicho pod nosem, ale nie otwierałam oczu. Kilka dni w szpitalu... I co ja tu będę robić? Nagle poczułam się dziwnie. Tak jakby ktoś mi się przyglądał. Otworzyłam oczy niepewnie i spojrzałam na wejście do sali.
Stał w nich chłopak, na oko miał z dziewiętnaście lat. Ubrany był w czarne rurki, czarną koszulkę w białe wzory, a na nadgarstkach miał kilka bransoletek. Jego blond włosy idealnie zgrywały się z jego jasną karnacją. Stał oparty o framugę i patrzył uważnie na mnie. Był jakby w transie, bo nawet nie zauważył, że mu się przyglądam. Po chwili się ruszył i szedł w moją stronę.
Jezu mam jakąś paranoję. Przecież ten chłopak to może być syn którejś z tych kobiet i nie patrzył na mnie tylko wzrokiem szukał kogoś innego.
Wszystko stało się jasne jak blondyn usiadł na krześle obok mnie.
- Hej - powiedział uśmiechając się lekko.
- Umm heeej - podniosłam się lekko i usiadłam.
- Jestem Robbie. Wiem, że się nie znamy, ale przechodziłem obok sali i jak cię zobaczyłem... Spodobałaś mi się i musiałem podejść.
- Och... Jestem Jessica.
- Miło mi ciebie poznać. Co ci się stało?
- Umm mam anemię i zemdlałam - po części skłamałam, bo nie wiem kim on jest i czego tak właściwie chce.
- Biedna. Na długo tu zostaniesz?
- Lekarz mówi, że kilka dni. A ty co tu  robiłeś?
- Wiesz... Byłem na pobieraniu krwi i przechodziłem tędy.
- Rozumiem - przetarłam leniwie oczy.
- Czemu jesteś tu sama?
- Jakiś czas temu kazałam koledze iść się przespać, bo siedział przy mnie całą noc.
- Idiota, ja bym ciebie nie zostawił, nawet jakbyś mnie wyrzuciła siłą...
- Nie obrażaj go, okay?
- Okay sorry. Jak się czujesz?
- Trochę słabo, a ty?
- Teraz dobrze - uśmiechnął się szeroko.
- A mogę wiedzieć czemu? - zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
- Bo spotkałem ciebie.
Zaśmiałam się i przewróciłam oczami.
- Marny podryw - tym razem oboje się zaśmialiśmy.
- To może ja poćwiczę w domu i jutro przyjdę i spróbuję ciebie poderwać?
- Możesz próbować.
- Dasz mi swój numer? - zapytał, wyciągając telefon z kieszeni.
- Nie mam telefonu - przegryzłam wnętrze policzka.
- No dobra - chłopak robił coś przez dłuższą chwilę na telefonie.
Patrzyłam na niego uważnie. Nie zwracał przez chwile na mnie uwagi, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk aparatu.
- Robisz mi zdjęcia?!
- Wybacz - zaśmiał się. - Musiałem jesteś śliczna.
- Usuń to proszę - powiedziałam spokojniej.
- Umówmy się tak, że jutro jak przyjdę to sama usuniesz.
- Myślisz, że jestem głupia? Wrócisz do domu i zrobisz kopię...
- Nie będę taki. Musisz mi zaufać.
Warknęłam pod nosem, ale zgodziłam się po czasie. Chłopak uśmiechnął się delikatnie do mnie. Pożegnał się ze mną i wyszedł. Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Nie mogę plątać się w kolejną relację z kolejnym chłopakiem. Teraz i tak jestem w skomplikowanym miłosnym trójkącie. Jutro jak tylko Robbie przyjdzie powiem mu, że nie możemy się spotykać. Teraz jestem niby w bezpiecznej sytuacji. Jestem w szpitalu i nie muszę podejmować trudnych decyzji, ale co będzie jak mnie już wypiszą? Będę miała wrócić do Louis'a, zostać tu, czy co? Każda chyba możliwość jest zła na swój sposób. Co mam zrobić? Gdybym miała jakieś pieniądze uciekłabym sama gdzieś daleko. Może do Hiszpanii... Idiotyczny pomysł. Nie mam aż tylu pieniędzy, a pewnie Lou miałby swoje sposoby by mnie znaleźć. Jeśli w ogóle mnie szuka...

Następnego dnia było tak samo. Przyszedł lekarz zabrał mnie na badania. Później mówił mi co jest nie tak i co powinnam poprawić w swoim sposobie życia. Pielęgniarka podłączyła mi kolejną kroplówkę. Kobieta była bardzo miła i powiedziała, że jeśli mój stan się nie pogorszy, to nawet jutro mnie wypiszą. Powinnam się z tego cieszyć, ale to wszystko komplikuje. Będę musiała zdecydować co dalej. Później przyszedł Josh. Nie był tak uśmiechnięty jak zawsze. Usiadł przy moim łóżku i wpatrywał się przed siebie. Przez dobre dwadzieścia minut nie odezwaliśmy się ani słowem. On patrzyła gdzieś w dal, a ja na niego.
- Wszystko okay? - zapytałam w końcu, nie mogąc znieść tej ciszy.
- Szukają nas Jess... Louis, Nathan i wszyscy ich znajomi. Trochę ich jest i nie tylko w Doncaster. Znajdą nas wcześniej czy później, zwłaszcza, że nie jesteśmy daleko.
- I co teraz? - usiadłam i patrzyłam na niego z lękiem w oczach.
- Musimy jechać dalej, albo wrócić. Decyzja należy do ciebie.
- Josh ja nie wiem - szepnęłam.
- Podobno jutro wychodzisz, więc masz czas do jutra. Ja już nas spakowałem na wszelki wypadek. Przyjadę jutro po ciebie koło piętnastej, okay?
- Mhm - spojrzałam na swoje dłonie, które zaczęły się trząść.
- Spokojnie skarbie. Masz czas - pochylił się i pocałował mnie w głowę. - Ja mam jeszcze masę spraw do załatwienia, więc spadam. Ty spokojnie się zastanów. Nie będę ci już dzisiaj przeszkadzał i zobaczymy się jutro.
- Możesz zostać jeszcze chwilę?
- Jasne, a chcesz?
- Mhm - posunęłam się i zrobiłam miejsce brunetowi.
Parker podniósł się i położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego i zaczęłam wszystko na spokojnie analizować. Nie chcę przez całe życie się ukrywać. Skoro Lou mnie szuka, to znajdzie. Tak jak Niall'a. Szuka go od jakiegoś czasu i jest coraz bliżej. To kwestia czasu, gdy zakończą poszukiwania powodzeniem. A skoro teraz szuka nas dwa razy więcej osób, to na pewno znajdą. Z drugiej strony nie chcę widzieć Zayn'a i nie chcę być mieszana w to całe gówno. Chcę trzymać się z dala od gangu o tych wszystkich spraw związanych z nim. Chociaż... Tęsknię za moim bratem. Tylko on mi został z rodziny. Za Harry'm i Liam'em też bardzo tęsknię. Im więcej o tym myślę, tym bardziej się gubię. Może zostaniemy tu i poczekamy, aż nas znajdą, albo jak skończą się pieniądze. Wiem, ze Louis będzie zły i będzie chciał mnie zabić jak mnie znajdzie, no ale... Sama już nie wiem.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam szept przy swoim uchu.
- Tak, tylko myślę.
- Wymyśliłaś już coś?
- Chyba nie.
- Chyba? - spojrzał na mnie unosząc brwi.
- Co ty na to by tu zostać i czekać, aż nas znajdą?
- Wiesz, że nas zabiją? - zaśmiał się.
- Wiem, a widzisz inne wyjście? Zajmie im to jeszcze chwilę, a my przez ten czas będziemy mogli jeszcze tu zostać i spędzić fajnie czas.
- Skoro jest taka twoja decyzja - wsunął dłoń w moje włosy i delikatnie masował moją głowę.
Nie wiedziałam po co to robi, ale było mi przyjemnie i przestałam się wszystkim zamartwiać. Leżeliśmy tak przez dłuższy czas. Byłam trochę zła, gdy przyszedł lekarz i powiedział, że zabiera mnie na badania krwi. Warknęłam, a Parker się zaśmiał.
- Uważaj na siebie będę jutro - pocałował mnie w głowę i wyszedł.
Pielęgniarka zawiozła mnie na wózku do gabinetu, jakbym sama nie umiała przejść kilkudziesięciu metrów. Niezbyt przyjemna, starsza kobieta pobierała mi krew. Odwróciłam wzrok od czerwonej cieczy, napływającej do probówki. Nie lubię widoku krwi. Nie to że zaraz bym zemdlała czy coś, ale jakoś mnie to obrzydza. Poza tym miałam wrażenie, że jak tylko spojrzę na to co robi pielęgniarka, to wybuchnie awantura, że ją dekoncentruję. Po kilku minutach już jechałam do swojej sali. Na krześle obok łóżka siedział Robbie. Uśmiechnął się na mój widok.
- Hej - powiedziałam kładąc się do łóżka.
- Siemka, już się bałem, że uciekłaś przede mną.
- Ucieknę jak usunę zdjęcie - zaśmiałam się.
- Jak się czujesz?
- Coraz lepiej. Jutro wychodzę.
- O cieszę się. Może odebrać ciebie?
- Dziękuję, ale przychodzi po mnie przyjaciel.
- Rozumiem... Proszę - podał mi telefon. - Usuń.
Spojrzałam na wyświetlacz. W sumie to zdjęcie nie było takie złe. Wzięłam głęboki wdech i oddałam telefon blondynowi.
- Zostaw je sobie jak chcesz na pamiątkę - uśmiechnęłam się lekko.
- Co masz na myśli? - przechylił głowę na bok.
- Wyjeżdżam - skłamałam.
- Dokąd?
- Nie wiem jeszcze. W Londynie byłam przejazdem.
- Och... Może przejdziemy się na spacer, skoro już się więcej nie spotkamy.
- Nie chcę wychodzić.
- Proszę - widziałam jak zaczyna się denerwować, co mnie zdziwiło.
- Robbie serio...
- Ok poczekaj chwilę.
Chłopak wstał i odszedł dalej. Zadzwonił do kogoś i rozmawiał bardzo cicho. Cały czas był zdenerwowany. Nie wiedziałam o co może chodzić. Wpatrywałam się w niego i zdołałam usłyszeć "Nie będzie łatwo, ale coś załatwię...". Sparaliżowało mnie. O co mu chodziło? O mnie? Rozłączył się i wrócił do mnie.
- Wybacz - uśmiechnął się i zaczął nerwowo rozglądać.
- Coś się stało? - spytałam niepewnie.
- Mam małe problemy finansowe - uśmiechnął się blado.
- Niestety nie mam kasy, więc ci nie pomogę.
- Spokojnie nawet o tym nie myślałem.
Siedzieliśmy w ciszy. Weszła pielęgniarka do sali. Podeszłam do jednej z pacjentek i zaczęła coś robić przy tacy z lekami. Robbie podszedł do niej i zaczął o czymś rozmawiać. Zauważyłam jak sięga dłonią do tacy i coś zabiera. Przechyliłam głowę na bok. Chyba mi się przewidziało, albo zabrał coś co sprzeda narkomanom... Jezu... Pielęgniarka wyszła, a chłopak znowu podszedł do mnie.
- Co ty zrobiłeś?
- A co miałem zrobić? - zmarszczył brwi.
- Widziałam jak kradniesz jakieś leki - usiadłam i patrzyłam na niego uważnie.
- Wydawało ci się - usiadł obok mnie i złapał moją rękę.
Patrzył na nią przez chwilę i uśmiechnął się lekko do mnie. Dotknął delikatnie mój policzek i go pogłaskał.
- Przepraszam - szepnął.
Nie zdążyłam mu nic powiedzieć, gdy wbił w moją rękę strzykawkę i wstrzyknął mi coś. Pisnęłam cicho.
- Co ty robisz?
- Przepraszam - powtórzył, a moje oczy zaszły mgłą.
Zamknęłam oczy i czułam jak moje ciało bezwładnie opada na łóżko. Potem nic. Pustka. Cisza. Ciemność. Czy ja umarłam?



Oto nowy rozdział i jak wam się podoba?
Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie ich więcej niż pod wcześniejszym :) 
Będzie ich 16??? 
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE
Nie wiem czy jest sens pisania dalej, bo was jest niestety coraz mniej... 
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS ♥
Do następnego xx

środa, 22 kwietnia 2015

Informacja

Kochani z racji, że jest was coraz mniej i nie wiem czy pisać dalej, chyba będę zmuszona zawiesić bloga ;c
Jeśli pod ostatnim rozdziałem będzie przynajmniej 10 komentarzy dodam kolejny...
Nie chcę tego robić, ale chyba muszę by wiedzieć, czy jest sens pisania dalej.
Do następnego mam nadzieję, że szybko ♥

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 23

Zayn's Pov

Obudziłem się jakoś strasznie wcześnie i ostrożnie się przeciągnąłem, pamiętając o tym, że śpię z Jess. Przekręciłem się na bok i trochę się zdziwiłem widząc puste miejsce obok mnie. Jess nigdy tak wcześnie nie wstawała. Może poszła do łazienki albo napić się i zaraz wróci. Położyłem się na plecach i patrzyłem na sufit. Czekałem, czekałem i czekałem, ale ona się nie pojawiała. Zacząłem się denerwować. Wstałem i powoli wyszedłem z pokoju. Może Jessi poszła do siebie. Podszedłem pod jej drzwi i zobaczyłem karteczkę. Chwyciłem ją i przeczytałem. Nie mogłem w to uwierzyć. Przeczytałem treść jeszcze kilka razy, aż zrozumiałem co się dzieje. Jess uciekła z mojego powodu. Zraniłem ją, bo o co innego mogło jej chodzić? Nie mówiła, że ma jakieś problemy, a z Lou dogadywała się coraz lepiej.
Z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę. Warknąłem czując ból i spojrzałem na swoją dłoń. Nie było tak źle.
- Chłopaki! - krzyknąłem.
- Co się drzesz? - ze swojego pokoju wychylił się Harry.
Ziewnął i poprawił swoje włosy. Podszedł do mnie, a po chwili dołączyła reszta.
- Możesz mi kurwa powiedzieć, czemu się drzesz i nas budzisz? - warknął Louis.
Bez słowa podałem mu kartkę. Przeczytał ją i momentalnie zbladł. Po chwili kawałek papieru został zabrany przez Liam'a, który razem z Harry'm przeczytali co na nim się znajduje.
- Uciekła - szepnął Lou i ruszył do swojego pokoju.
Poszedłem za nim. On od razu wziął swój laptop i próbował zlokalizować telefon swojej siostry. Patrzyłem na niego uważnie. W sumie zdziwiła mnie jego reakcja. Nie sądziłem, że aż tak się tym przejmie. Sądziłem, że powie coś w stylu "Jak zgłodnieje, albo skończy się jej kasa to wróci". Jednak się myliłem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ekran laptopa, a później wziął swoją komórkę i próbował się dodzwonić do Jess.
- Dlaczego ona to zrobiła? - powiedział, rzucając telefon na łóżko.
- Myślę, że to przeze mnie - odpowiedziałem i usiadłem obok jego. - Ona coś do mnie czuje, a wczoraj byłem na imprezie i wiesz... Jak to na imprezach. Ona musiała, zobaczyć malinki i w ogóle na moim ciele, gdy kładliśmy się spać - powiedziałem patrząc na swoje dłonie.
- Obiecałem ojcu, że się nią zajmę. Polubiłem ją. Cieszyłem się, że mam ją. Moją jedyną rodziną, a ty ją kurwa zraniłeś! I przez ciebie uciekła i nie wiadomo czy nic jej się nie stało! - krzyknął.
Nawet nie wiem kiedy rzucił się na mnie i zaczął okładać pięściami moją twarz. Nie broniłem się zbytnio, bo sam dobrze wiedziałem, że zasługuję na to. Nagle do pokoju wparowali chłopcy i nas rozdzielili.
- Tak nie znajdziemy Jess - warknął Liam.
- No właśnie. Zamiast się kurwa bić, byśmy mogli zacząć działać - dodał Harry.
Zeszliśmy do salonu i każdy z nas zaczął dzwonić do znajomych prosząc o pomoc w szukaniu Jess. Zadzwoniliśmy do wszystkich z gangu i do wszystkich znajomych nawet z poza miasta. Po wszystkim siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy przed siebie. Nie wiedziałem co mogę jeszcze zrobić. Nie wybaczę sobie jeśli jej nie znajdziemy, jeśli jej się cokolwiek stanie. Nagle do Lou zadzwonił telefon. Wszyscy spojrzeliśmy na niego i czekaliśmy na informacje. Tomlinson zesztywniał, powiedział tylko "Rozpierdolę skurwiela" i się rozłączył.
- Co z nią? - zapytałem razem z Li.
- W nocy Nick widział jak Nathan ją nieprzytomną zabiera do auta i odjechali. Jeśli jej coś zrobił to go zabije - Lou wstał i wyszedł na chwilę z salonu.
Zacisnąłem mocno pięści i starałem się nie wybuchnąć. Tomlinson wrócił i schował pistolet.
- Pojebało cię? - zareagował od razu Hazz.
- Nie. To moja siostra, a jeśli coś jej się stało to go zabije, powiedziałem już. Jedziecie?
Wszyscy poszliśmy do garażu i wsiedliśmy do samochodu Louis'a. On odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Patrzyłem za okno i błagałem w myślach, by była cała i zdrowa. Żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Gdy byliśmy pod jego domem, wysiedliśmy i podeszliśmy do drzwi. Lou gwałtownie walnął pięścią w drzwi. Po chwili otworzył je Nathan.
- Gdzie jest skurwielu Jessi?! - warknąłem i wepchnąłem go do środka.
Chłopacy weszli za nami, a Lou mnie odepchnął.
- Gdzie jest moja siostra?! - krzyknął i przyłożył mu spluwę do skroni.
Parker tylko się zaśmiał i pokręcił głową.
- Chyba ci na niej nie zależało.
- Nie twoja sprawa. Gdzie kurwa ona jest?!
Nathan odsunął się i wszedł do jakiegoś pokoju. Poszliśmy za nim.
- Są tu... Kurwa - warknął Parker.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zwykły pokój. Nikogo w środku nie było. Jedyne co było niepokojące to otwarte okno. Parker podszedł do szafy i otworzył ją.
- Cholera jasna. Jessica i Josh uciekli.
- Kurwa - warknął Li.
Nie wytrzymałem i wyszedłem z jego domu jak najszybciej. Usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłoniach. Co ja kurwa teraz mam zrobić? Przeze mnie Jess uciekła z tym idiotą nie wiadomo gdzie. Jak on jej coś zrobi, to tego nie przeżyję.
Usłyszałem, że ktoś podchodzi i siada obok mnie. Podniosłem wzrok niepewnie na tą osobę. To był mój brat. Uśmiechnął się lekko.
- Spokojnie znajdziemy ją. Nathan dzwoni po znajomych i będą też ich szukać. Tak będzie szybciej. Nie ufamy mu i nie będziemy nigdy przyjaciółmi, ale teraz musimy połączyć nasze paczki - powiedział tak jakbym był idiotą i o tym nie wiedział.
Przytaknąłem kiwnięciem głowy i patrzyłem przed siebie. Muszę ją znaleźć. Ja, nie oni. Muszę ją odnaleźć i porozmawiać. Wytłumaczyć jej to wszystko, choć pewnie mi tego nie wybaczy.

Jessica's Pov

Obudziłam  się jakoś po południu. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Gdzie ja... Och no tak. Opadłam na poduszkę i zamknęłam oczy. Nie widziałam co chcę teraz zrobić. Usłyszałam dobiegający hałas z korytarza. Przekręciłam się na bok i otworzyłam oczy. To obsługa hotelowa, przywiozła śniadanie. Josh je odebrał i widziałam jak wręcza napiwek.
- Jess obudź się! - krzyknął idąc do pokoju z jedzeniem.
Leniwie podniosłam się i oparłam o ścianę.
- Hej - powiedziałam cicho.
- Dzień dobry śpiochu - uśmiechnął się i postawił tacę na stole. - Chodź zjemy.
Zwlekłam się z łóżka i usiadłam na krześle. Od razu chwyciłam filiżankę z kawą. Napiłam się gorącego mocnego napoju.
- Co chcesz dzisiaj robić? - zapytałam.
- Nie wiem. Na co ty masz ochotę?
- Hmmm możemy się gdzieś przejść czy coś...
- Zwiedzanie miasta?
- Nie raczej nie mam na to ochoty. Po prostu pochodźmy po okolicy.
- No dobra.
W ciszy zaczęliśmy jeść. Było pyszne, a najlepsze były bułeczki z ciasta francuskiego z czekoladą.
Po śniadaniu poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w zwykłą szarą koszulkę z nadrukiem, czarne rurki i tego samego koloru trampki. Spięłam włosy w koka i wyszłam z łazienki.
- Idziemy już? - zapytał chłopak zakładając skórzaną kurtkę.
- Możemy iść - wzięłam okulary przeciwsłoneczne.
- Okay, ale załóż coś na siebie. Świeci słońce, ale nie jest za ciepło.
Przewróciłam oczami i założyłam ramoneskę. Wyszliśmy z pokoju, a później z hotelu. Josh objął mnie ramieniem i szliśmy przed siebie. Poszliśmy do parku, który był niedaleko. Usiedliśmy na jednej z ławek. Rozglądałam się dookoła podziwiając to miejsce. Bardzo lubię Londyn, niestety nie jestem tutaj za często. Zakochane pary spacerowały, albo przytulały się. Grupy znajomych wygłupiali się, a dzieci wesoło bawiły się na placu zabaw. Podobały mi się kompozycje kwiatowe na trawnikach. Nawet nie zauważyłam jak zostałam sama. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam Josh'a. Westchnęłam, ale z drugiej strony cieszyłam się, że zostałam sama ze sobą. Usiadłam po turecku na ławce i przymknęłam oczy. Wyłączyłam się i wsłuchiwałam w szum drzew i śpiew ptaków. Chciałam tylko odpocząć, nie myśleć o niczym.
Po jakimś czasie ktoś mnie mocno szturchnął i otworzyłam oczy przestraszona. Warknęłam wściekła widząc Josh'a.
- Gdzie byłeś?
- Wyszliśmy szybko i nie dokończyłaś kawy, więc pomyślałem... Proszę - powiedział uśmiechnięty, wręczając mi kubek z mrożoną kawą.
- Dziękuję jesteś kochany - uśmiechnęłam się.
- Wiem - zaśmiał się i usiadł obok mnie.
Przewróciłam oczami i mówiąc pod nosem "Skromny". Znowu usłyszałam jego śmiech.
Po parunastu minutach wstaliśmy i poszliśmy dalej.
Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. To było fajne. W tej chwili nie myślałam o tej całej poplątanej sytuacji. Poszliśmy do baru i zamówiliśmy duże frytki i hamburgery.
Spędziliśmy fajnie czas, ale wiedziałam, że to się niedługo skończy. Będę musiała wrócić do domu, choć bardzo się tego boję. Josh jest miły i fajny, ale to tylko przyjaciel. Nic więcej między nami nie będzie. Te moje rozmyślenia znowu wszystko zepsuły. Straciłam apetyt, humor i chęci do dalszego przebywania wśród ludzi.
- Mała wszystko okay? - zapytał Parker patrząc uważnie na mnie.
- Taaa... Chciałabym już wrócić do hotelu, chyba mnie bierze jakieś przeziębienie - skłamałam dopijając wodę.
- Jasne. Nie wyglądasz najlepiej, musisz się położyć.
- Pójdziemy jeszcze do apteki okay?
- Oczywiście chodź.
Wyszliśmy z lokalu i poszliśmy do apteki, która była niedaleko. Na szczęście mój towarzysz został na zewnątrz by zapalić. Weszłam do apteki i kupiłam leki nasenne i dla przykrywki witaminy. Zapłaciłam i wróciłam do chłopaka. Uśmiechnęłam się blado i poszliśmy dalej. Patrzyłam na chodnik i nie odzywałam się ani słowem. Po kilkunastu minutach doszliśmy pod hotel.
- Kochanie idź do pokoju i się połóż, ja pójdę do sklepu i kupię kilka rzeczy, dobra?
- Tak, tak - wzięłam od niego klucz i weszłam do środka.
Jak najszybciej weszłam do pokoju. Wyciągnęłam tabletki i usiadłam na łóżku. Przez chwilę wpatrywałam się w opakowanie. Wzięłam kilka pigułek i położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zaczęło mi się robić słabo i nagle odpłynęłam...


 
 Wybaczcie miśki, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale nagle nauczycielom przypomniało się, że idą święta i to doskonały moment na 876543576543 sprawdzianów.
Potem święta i też masa rzeczy to zrobienia.
Poza tym wiecie, odejście Zayn'a... Jako, że jestem Zayns girl strasznie to zabolało i też pozbawiło mnie weny.
Teraz zastanawiam się poważnie nad zawieszeniem bloga na czas bliżej nie określony, ponieważ bardzo zaniedbałam naukę i muszę wziąć się za to.
Przepraszam was za to.
Napiszcie mi co o tym myślicie.
Dziękuję wam za wszystko i bardzo was kocham ♥
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS ♥
Do następnego xx

środa, 4 marca 2015

Rozdział 22

Skuliłam się na podłodze i zaczęłam płakać. Znowu mi to zrobił, a ja głupia robiłam sobie nadzieję, że on się zmienił. Gówno prawda. Nie wytrzymam dłużej w tym domu z nim. Nie chcę tu być. Chcę gdzieś wyjechać na jakiś czas. I może to dobry pomysł? Może powinnam zniknąć na jakiś czas...

Myślałam o tym przez dłuższą chwilę i w końcu podjęłam decyzję. Uciekam stąd. Jak najdalej. Ja nawet nie wiem dokąd mam iść, ale coś wymyślę. Otarłam łzy i podbiegłam do szafy. Wzięłam dużą torbę na ramię i wpakowałam w nią jak najwięcej ubrań. schowałam jeszcze telefon i pieniądze. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Chyba jeszcze wszyscy nie śpią. Muszę poczekać. Usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać list.

"Drodzy chłopcy...
Przepraszam, ale ja dłużej tu nie wytrzymam. Za bardzo boli.
Jesteście wspaniali i dziękuję za wszystko.
Nie szukajcie mnie, proszę.
Trzymajcie się :)
Jess"

Patrzyłam na zegarek. Na to jak wolno przesuwała się najmniejsza wskazówka. Dla mnie była to wieczność. Może ucieknę do swojego mieszkania... Nie to głupi pomysł. Od razu by mnie tam szukali. I pewnie by znaleźli. Ech. A może poszłabym do Austin'a? Nie wiem czy to też dobry pomysł. Może mieć problemy u chłopaków. Nie mam do kogo pójść. Nie mam co zrobić.
Kiedy było po dwudziestej czwartej usłyszałam jak wszyscy rozeszli się po pokojach. Do listu przykleiłam kawałek taśmy i zabrałam ją oraz torbę. Wyszłam po cichu z pokoju i zamykając drzwi przyczepiłam kartkę na nich, by chłopcy mogli ją zobaczyć. Wzięłam głęboki wdech i jak najciszej potrafiłam zeszłam ze schodów. Udało mi się przejść cicho i podeszłam do drzwi wyjściowych. Spojrzałam ostatni raz za siebie i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i wyszłam z posesji. Zapięłam bluzę i schowałam dłonie do kieszeni. Było dosyć chłodno. Ulice były ledwo oświetlone przez latarnie. Nigdy nie lubiłam chodzić po mieście, gdy było ciemno. Nie wiedziałam dokąd się udać. Skręciłam w lewo kierując się w stronę parku.
W oddali ujrzałam grupkę chłopaków. Zatrzymałam się i już miałam zamiar gdzieś uciec, gdy zobaczyłam, że bili jakiegoś mężczyznę. Nie wiem skąd u mnie ta odwaga, ale podbiegłam tam.
- Zostawcie go! - krzyknęłam będąc coraz bliżej.
Oni nic sobie z tego nie robili, zaczęli się śmiać i dalej bili i kopali starszego mężczyznę.
- Dzwonię na policję! - warknęłam pewnie.
Jeden z nich odsunął się od reszty i szedł w moim kierunku. Zamarłam, ale starałam się tego nie okazywać. Było ciemno, a on miał kaptur na głowie i nie wiele widziałam. Był wysoki i umięśniony. Gdy był już blisko mnie zaczęłam panikować i chciałam uciec. Jego ręka szybko i mocno złapała mój nadgarstek. Próbowałam się wyrwać, ale nic to nie dało.
- Byłaś taka odważna, a teraz uciekasz? - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie. - Ooo kogo moje oczy widzę. Jessica Tomlinson. No no - pokręcił głową.
Skąd on mnie znał? Jego głos wydawał mi się znajomy, ale nie byłam pewna. Moje serce tak mocno biło, aż zaczęło mi się kręcić w głowie. Gdyby nie to, że on mnie trzyma pewnie już leżałabym na ziemi.
- Co ci jest? - potrząsnął mną, ale nie miałam siły się nawet odezwać. - Kurwa. Chłopaki zostawcie go, załatwimy to kiedy indziej - krzyknął w stronę grupki i wziął mnie na ręce. - To siostra Tomlinson'a, może nam się przydać.
Wsadził mnie chyba do auta i ruszył. Byłam ledwo przytomna. Nienawidziłam swojej nerwicy. Ta choroba tylko psuje moje życie. Po chwili doszło do mnie, że jestem sama w samochodzie z niebezpiecznym kolesiem i nie wiem gdzie jadę. Wpadłam w jeszcze większą panikę. On mówił coś do mnie, ale nic nie docierało do mnie. Poczułam jak moje oczy robią się ciężkie i tracę świadomość z rzeczywistością.
Ocknęłam się i złapałam się za głowę. Usiadłam powoli i rozejrzałam się dookoła. Byłam w jakimś pomieszczeniu, które przypominało salon. Z oddali dochodziły odgłosy rozmowy. Potarłam skronie i wsłuchałam się w dźwięki.
- Nie. Nie zgadzam się. Ok mogłaby nam jakoś pomóc i zniszczyć Tomlinsona, ale nie zgadzam się byś ją więził - powiedział jeden chłopak.
- Jesteś naiwny. Podoba ci się, ale ty jej nie. Woli Malik'a, a ty ślepo w nią patrzysz. Nie łudź się, nie masz szans. Dlatego nie możesz być miękki i musisz mi pomóc Josh - powiedział ten sam chłopak co mnie tu przywiózł.
Josh? Josh z mojej klasy? A ten drugi to Nathan? Ja pieprzę w co ja się znowu wpakowałam. Moja torba leżała przy sofie. Chwyciłam ją i po cichu chciałam opuścić pokój.
- Dokąd się wybierasz? - usłyszałam za sobą i niepewnie odwróciłam się.
Teraz byłam pewna. To Nathan. Za nim stał Josh i patrzył na mnie uważnie.
- Łazienka - szepnęłam ze strachem.
- Nie ładnie tak kłamać księżniczko -powiedział i dotknął mojego policzka.
Odwróciłam głowę i skrzywiłam się pod jego dotykiem.
- Zostaw ją! Jess chodź - Josh złapał mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś pokoju. Rozejrzałam się po pokoju. Należał chyba to Josh'a. Pomieszczenie wyglądało jak zwykła sypialnia chłopaka. Usiadł na łóżku i patrzył na mnie.
- Co robiłaś sama w nocy na mieście? - zaczął poważnie.
- Uciekłam z domu - westchnęłam i usiadłam obok niego.
- Dlaczego? - spojrzał na mnie.
- Zayn... On mnie zdradził, choć właściwie to chyba nie byliśmy razem - wyszeptałam i zaczęłam płakać.
- Ej nie płacz. Ja ciebie kocham - wsunął kosmyk włosów za moje ucho.
Spuściłam wzrok. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie powiem, że ja jego też, bo tak nie jest. Z drugiej strony potwierdziło się to co mówił Austin. Kurwa. Muszę zmienić temat, bo ta niezręczna cisza była już nie do zniesienia.
- Co ze mną zrobicie?
- Nie pozwolę ciebie skrzywdzić spokojnie. Pewnie będę miał problemy z bratem, ale dam radę. Gdzie chciałaś się podziać jak uciekłaś?
- Sama nie wiem. Myślałam, że coś wymyślę.
- Mam pomysł! - powiedział podekscytowany.
- Jaki?
- Wyjedziemy stąd. Ciebie pewnie będą szukać, a mój brat ciebie nie skrzywdzi. Co ty na to?
- Sama nie wiem... Okay jedźmy.
On cały rozpromieniał. Zerwał się z łóżka i zaczął się pakować. Może jak będę daleko od tego wszystkiego to poczuję się lepiej. Patrzyłam na niego i było mi głupio. On robi sobie nadzieję, a ja nic do niego nie czuję.
- Gdzie chcesz jechać? - zapytałam po chwil.
- Co powiesz na Londyn? - uśmiechnął się.
- Może być - odwzajemniłam delikatnie gest.
- Jeździłem już w nocy do Londynu wiele razy. Za godzinę mamy pociąg, to idziemy? - otworzył szufladę przy biurku i wyciągnął plik banknotów, który schował do kieszeni. - Wyjdziemy przez okno. Nie chcę by Nathan nas przyłapał, a na szczęście mam pokój na parterze. Dasz radę?
- Jasne.
- Chodź.
Chłopak otworzył okno i puścił mnie przodem. Przerzuciłam torbę i wyskoczyłam. Udało mi się nie przewrócić z czego byłam szczęśliwa, bo znając moją szczęście pewnie wylądowałabym twarzą w błoto. Zdążyłam podnieść swoją torbę i Josh był już obok mnie. Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić przed siebie.
- Daleko jest stacja kolejowa? - jęknęłam próbując nadążać za nim.
- Nie tak bardzo. Dwadzieścia pięć minut drogi. Jeszcze musimy kupić bilety.
Po około godzinie podjechał nasz pociąg. Jechało nim niewiele osób. Usiedliśmy sami w przedziale. Byłam wdzięczna Josh'owi za tą ucieczkę. Siedzieliśmy w ciszy na przeciwko siebie.
- Chłopaki mogą cię jakoś namierzyć? - zapytał nagle.
- Umm... Nie... Znaczy mam jakiś chyba nadajnik w telefonie.
- Cholera daj go.
Podałam mu komórkę. Otworzył ją i wyjął baterię. Zamknął urządzenie i podał mi.
- Powinno pomóc - uśmiechnął się lekko.
- Dzięki - mruknęłam pod nosem.
- Co zamierzasz zrobić później jak wrócimy?
- Co masz na myśli?
- Co zrobisz z Zayn'em? - patrzył na mnie uważnie.
- Nie wiem - szepnęłam i spuściłam wzrok.
- Nie chcesz się zemścić?
- Że co? - zmarszczyłam brwi.
- Wstań.
Zrobiłam to niepewnie. On też się podniósł i stanął obok mnie. Czułam się dziwnie i nie wiedziałam co on chce zrobić. Położył dłonie na mojej tali i wpatrywał się w moje oczy.
- Daj mi szansę Jess - szepnął.
Poczułam, że mnie podnosi. Instynktownie objęłam rękoma jego szyję. Usiadł na swoim miejscu sadzając mnie na swoich kolanach. Spojrzał mi w oczy i złączył nasze usta ze sobą. Nie robił nic więcej, po prostu przyciskał swoje usta do moich. Przeszedł mnie dreszcz. Czułam się dziwnie. Wolałam całować Zayn'a. Nie powiem, że mi się nie podobało, ale to było dla mnie dziwne. Nie wiem kiedy wsunęłam swój język pomiędzy jego usta. Zaczęliśmy się całować. Delikatnie, ale i namiętnie. Po chwili zrozumiałam co robię i to, że robię mu nadzieję. Nie mam pojęcia czy chcę czegoś więcej.
Kocham Zayn'a, cały czas go niestety kocham. Po mimo tego, że mnie ranił, upokarzał i bił. Chciałam z nim być, ale nie wiem czy dałabym radę dłużej tak żyć. Nie chcę być jego zabawką. Chciałabym być dla niego kimś ważnym, kimś kogo by kochał. To chyba nie jest możliwe. Zayn i ja... To chyba całkiem inna bajka. Nie pasujemy chyba do siebie. Ja oczekuję związku, miłości, wsparcia, jego, a on seksu i zabawy. To nie wyjdzie. I właśnie to łamie mi serce. Nie należę... I pewnie nigdy nie należałam do jego świata. Żyłam złudnymi złudzeniami.
Oderwałam się od ust Parker'a i wtuliłam się w niego. Głaskał mnie delikatnie po plecach i muskał ustami moją szyję. Nie działał na mnie tak jak Malik. Może powinnam dać mu szansę. Zgłupiałam przez to wszystko. Siedzieliśmy tak dosyć długo. Cieszyłam się, że nie rozmawialiśmy. Nie chciałam by wyznawał mi miłość, by prosił mnie o chodzenie. Nie teraz. To o wiele za szybko.
Po czwartej nad ranem byliśmy już w hotelu w Londynie. Byłam wdzięczna, że Josh wynajął pokój z dwoma łóżkami. Wzięłam szybki prysznic i założyłam na sobie luźną koszulkę i spodenki. Położyłam się do łóżka i patrzyłam w sufit. Zastanawiałam się co robią chłopcy. Czy śpią i czy będą mnie szukać. Boję się co będzie jak mnie znajdą, albo jak wrócę. Westchnęłam pod nosem.
Josh podszedł do mojego łóżka, ubrany w same bokserki. Kucnął przede mną i się uśmiechnął.
- Zobaczysz będzie dobrze i będziemy się świetnie bawić. Zadbam o to - delikatnie głaskał mnie po policzku.
- Dziękuję.
- Śpij dobrze księżniczko - pocałował mnie i poszedł do swojego łózka.
- Dobranoc Josh - przykryłam się i położyłam na boku.
Cały czas się bałam i słowa Parker'a nie podniosły mnie na duchu. Chciałabym się obudzić w łóżku z Zayn'em i pomyśleć, że to wszystko to tylko zły sen. Tak raczej nie będzie. Zamknęłam oczy, starając się nie płakać. Po jakimś czasie odpłynęłam we śnie...



Jest kolejny rozdział! Udało mi się napisać go dużo szybciej, z czego się cieszę.
Jak wam się podoba? Co myślicie o Josh'u?
Przepraszam, że rozdział jest krótszy ;c
Czekam na wasze komentarze, opinie i tak dalej.
Dziękuję, za 11 komentarzy i liczę, że będzie ich jeszcze więcej :)
KOMENTARZ = WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE
1. Podawajcie swoje TT
2. Dodawajcie się do obserwatorów
3. Komentujcie
4. Udostępnijcie moje bloga jeśli będziecie mogli będę bardzo wdzięczna, a was będzie więcej
5. Możecie też komentować rozdział na tt z hashtagiem #ToxicLove
KOCHAM WAS ♥
Do następnego xx